Czy tyrania ratuje życie? Wnioski z COVID-1984
Reakcja polskiego rządu na pandemię COVID-19 była szybka i - moim zdaniem - sensowna. Niewątpliwie doprowadziła do spowolnienia rozprzestrzeniania się wirusa. Mądra władza musi jednak podejmować takie decyzje, które nie tylko rozwiązują problem, ale jednocześnie nie tworzą innych, a już z pewnością nie gorszych od tego pierwszego. Zamordowanie cierpiącego na raka pacjenta doprowadzi też do zniszczenia komórek rakowych, ale takiego rozwiązania nie można przecież uznać za sukces.
Zrujnowanie gospodarki (a - niestety - w tym kierunku zmierzamy), doprowadzi do większej ilości ofiar od liczby ofiar Koronawirusa. Upadają firmy, ludzie tracą pracę. Żyjemy w strachu przed najbliższą przyszłością. Mądra władza powinna dostrzegać nie tylko rzeczy, które widać gołym okiem (np. liczbę zakażonych COVID-19), ale również i te, które trudniej policzyć, są więc niewidoczne. Ale są! Zwiększenie bezrobocia automatycznie zwiększa konsumpcję alkoholu, a co za tym idzie, poziom przestępczości. Wiele osób po utracie pracy zaczyna palić papierosy (ta zależność jest udowodniona naukowo) co doprowadzi wielu do śmierci z powodu raka płuc lub setek innych chorób. Zwalnianie ludzi z pracy w niektórych przypadkach prowadzi również do samobójstwa.
Czy nasi władcy biorą pod uwagę te fakty podejmując np. takie decyzje jak zakaz leśnych spacerów, które (również udowodnione naukowo!) polepszają samopoczucie i zwiększają fizyczną odporność organizmu np. wzmacniając układ immunologiczny? Czy oprócz narzekania na brak respiratorów i szczepionki nie powinno się też zachęcać ludzi do właśnie spacerów, biegania, jedzenia warzyw, szczególnie takich, które zawierają witaminy zwiększające liczbę komórek NK (tzw. „naturalni zabójcy” czyli komórki odpornościowe).
Od początku pandemii robię zakupy w Lidl-u. Przemiłe pracownice mieleckiego Lidla nie siedzą w domach, ale codziennie przebywają w zamkniętym pomieszczeniu, dotykają tysięcy produktów wcześniej dotykanych przez potencjalnych nosicieli wirusa i oddychają tym samym powietrzem. Do tej pory nie zauważyłem, żeby którakolwiek z kasjerek przestała chodzić do pracy. A więc żyją i cieszą się zdrowiem. Po prostu są bardziej uważne. A więc gumowe rękawiczki, maski i jednometrowy odstęp wystarcza, żebyśmy się nie zarażali. Grube ściany domów czy mieszkań to przesada.
Nie ma powodu do paniki. Dlaczego więc nie wrócimy do prawie normalnego życia? Prawie - bo możemy przecież pracować, jeździć autobusami, kupować i sprzedawać nie tylko artykuły spożywcze, produkować wszystko co da się sprzedać, etc. w maskach i rękawiczkach.
Chyba, że chodzi tu tylko i wyłącznie o wygranie wyborów. Z punktu widzenia władzy demokratycznej istnieje bardzo dobry powód do wywołania paniki. Pandemia się kiedyś skończy i łatwo będzie można ludowi wmówić, że to nasz zamordyzm uratował polski naród od zagłady. Kazaliśmy wam zostać w domu? Kazaliście. Żyjecie? Żyjemy. Jesteśmy więc bohaterami! Pozwólcie nam więc nadal cieszyć się władzą i okradać was z 80% waszych zarobków.
Czy obecna pandemia dowodzi, że władza powinna być bezgraniczna i cieszyć się swobodą ograniczania swobody poddanych? Absolutnie nie.
Po pierwsze, nie zapominajmy, że nie byłoby żadnej ogólnoświatowej pandemii, gdyby Chinami nie rządzili Komuniści. Nawet jeśli COVID-19 nie powstał w laboratoriach produkujących broń biologiczną (a wiele wskazuje na to, że tak właśnie było), nie opuściłby małego regionu Chin bez bezkarnych decyzji i kłamstw chińskich tyranów. Nie pozwólmy nikomu manipulować naszymi emocjami samolotami wypełnionymi chińskimi maseczkami. Od maseczek jeszcze bardziej ucieszyłby nas brak pandemii. Włochy domagają się od Chin reparacji wojennych (tak - wojennych). W USA do sądów trafiają sprawy domagające się odszkodowań od rządu Chin. Ale nawet jeśli poszkodowani wygrają i nawet jeśli rząd Chin postanowi się poddać karom, jeśli Komuchy nadal będą rządzić Chinami, zapłacą je zwykli obywatele tego kraju - podatnicy.
Jak narazie to nasz rząd (i rządy niektórych innych krajów) zdają egzamin z dyktatury. Uchwalono ustawę karzącą za brak udziału w wyborach korespondencyjnych (za zniszczenie karty do głosowania grozi kara 3-letniego więzienia! Nawet w głowach chińskich Komunistów nie pojawił się podobny pomysł). Policję zastąpiły oddziały Milicji Obywatelskiej, które różnią się od tych pierwszych tym, że nie służą ludziom, ale władzy, zalepiając mandatami powiększającą się szybciej od samej pandemii dziurę w budżecie. Ktoś powinien wreszcie powiedzieć naszym władcom, że Orwell napisał „1984” jako ostrzeżenie, a nie instrukcję obsługi.
Być może w wyjątkowej sytuacji, raz na sto lat, władza tyranów ma swoje dobre strony (udało się ocalić parę osób od wirusa). Jednak - biorąc pod uwagę ofiary umierającej gospodarki - na nie dłużej niż kilka tygodni. Ale zaraz - gdyby Chinami nie rządzili tyranii, nie byłoby pandemii i żadnej wyjątkowej sytuacji.
Przywróćmy więc jak najszybciej wolność. Zacznijmy od tej porcji, jaką cieszyliśmy się jeszcze przed miesiącem. Nie zatrzymujmy się. Pójdźmy dalej. Uwolnijmy się zupełnie od tyranii - uwolnijmy służbę zdrowia i edukację od centralnego planowania. Wprowadźmy rządy prawa umożliwiające karanie urzędników państwowych od ich fatalnych decyzji. Gdyby w Chinach obowiązywały takie zasady, żaden tamtejszy urzędnik nie warzyłby się na wydanie pozwolenia opuszczenia okolic miasta Wuhan jednego samolotu. Obalmy tyranię a już nigdy nie nastanie żaden stan wyjątkowy. Niech lasy znowu staną się miejscami do rodzinnych spacerów, zanim posłużą do tworzenia oddziałów partyzanckich.
Działajmy szybko, najlepiej zanim ponownie zmieni się nazwa wirusa. Jeżeli się w porę nie obudzimy to obecna pandemia przejdzie do historii jako „COVID-1984”.