Nowy Świat Edukacji - Nowe Uczelnie


Jak wspominasz swoją szkołę?

Odpowiedź w dużej mierze zależy od Twojego wieku. Dobrze jest tam, gdzie nas (już) nie ma. Dlatego jako uczniowie czy studenci nie mogliśmy się doczekać końca wkuwania mało-interesującej wiedzy czy stresu związanego z egzaminami. Kiedy jednak prowadzimy nasze dzieci do szkoły to zazdrościmy im tego świata, który dla nas minął bezpowrotnie. Tak przynajmniej jest ze mną.


Jako dziecko nie grzeszyłem specjalnym zapałem do formalnej nauki. W roku 1994 wszystko się zmieniło. Dziwnym splotem kilku zdarzeń wylądowałem w "Szczęśliwej Dolinie" Gór Skalistych na kampusie Uniwersytetu Brighama Younga.

Miałem tam okazję doświadczyć zupełnie innego systemu edukacyjnego od tego jakie oferuje nam nasze państwo. Choć nie jest on doskonały, myślę, że warto przemyśleć przeniesienie na nasz lokalny grunt tych elementów, które działają.

Przy okazji pokażę Ci parę fotek, które zrobiłem kilka lat temu podczas nostalgicznej wizyty w Provo (stan Utah) gdzie pozostawiłem wspaniałe wspomnienia nie tylko studiów (poznałem tam m.in. obecną żonę). Zdjęcia zostały zrobione w sierpniu, dlatego kampus był prawie zupełnie pusty.

  • Na początek parę faktów: BYU to prywatny uniwersytet. Obecnie na uczelnię uczęszcza ok. 30 tyś. studentów ze 105 krajów. W rankingach zajmuje czołowe pozycje. Np. najlepszy program księgowości, najbardziej wartościowa prywatna szkoła prawa w USA.
  • Teren Uniwersytetu (kampus) znajduje się na wzniesieniu - wielkość ok. 2,3 km2 i obejmuje 295 budynków. Jest to małe miasteczko ze sklepami, restauracjami, etc.


  • Moja aplikacja została przyjęta po okazaniu świadectwa z poprzedniej szkoły (szkoła zawodowa). Matura nie była wymagana.
  • Przez pierwsze dwa semestry moje czesne opłacała prywatna fundacja. Potem robiłem to już sam. Ani cent podatnika nie dołożył się do moich studiów. Nie musiałem się też w ogóle zadłużać.
  • Kierunek studiów zmieniałem dwa razy podczas studiów (najpierw studiowałem matematykę, potem biznes i wreszcie historię i "business management minor").
  • Przed każdym semestrem sam wybierałem przedmioty i profesorów. Był na to czas aż do dziesiątego dnia po rozpoczęciu semestru (mogłem na przykład przyjść na kilka zajęć i jeżeli profesor mi się z jakiegoś powodu nie spodobał, po prostu wypisywałem się i szukałem innych zajęć).


  • O wyborze określonego kursu decydował: oczywiście przedmiot (aby ukończyć kierunek historii musiałem ukończyć określoną ilość kursów z historii), popularność profesora oraz godziny w których prowadzone były zajęcia (które musiały pasować do godzin mojej pracy).
  • Pod koniec każdego semestru organizowane były spotkania studentów z firmami poszukującymi przyszłych pracowników.
  • Nigdy nie spotkałem się ze złym lub poniżającym traktowaniem studenta. Wiele razy profesorowie zapraszali mnie do swoich domów na kolacje, także świąteczne (świąt w USA nie brakuje). Raz nawet mój profesor z genealogii chciał mnie poznać ze swoją córką - ha ha!
  • Tylko dwa razy byłem świadkiem ściągania przez studentów. Takie zachowanie nie jest akceptowane przez młodych amerykanów.


  • Chociaż BYU od lat zajmuje pierwsze miejsce w USA w rankingu najbardziej trzeźwych studentów, praktycznie każdego dnia coś ciekawego się działo na terenie kampusu. W piątki i soboty często organizowane były koncerty oraz mecze drużyn uniwersyteckich (drużyna futbolu amerykańskiego BYU to jedna z najlepszych w USA). Jeden z naszych stadionów mieści 63 tyś. widzów (jak na 115-tysięczne miasto to całkiem nieźle).
Zdaję sobie sprawę z tego, że nikogo w Mielcu obecnie nie stać na zbudowanie ogromnej uczelni. Rozumiem też, że hasło „Nowe Uczelnie” brzmi jak z czasów Gierka. Nie chodzi tu jednak o budowanie nowych budynków czy odwiecznych obietnic pomniejszania szkolnych klas.


Bez względu na Twój wiek, świat samodoskonalenia i edukacji jest dla Ciebie i dla mnie rzeczą bardzo istotną.

Jako ojciec czwórki dzieci, chciałbym, żeby moja córka i moi synowie mogli kiedyś wybrać między studiowaniem w Mielcu albo w innym mieście. Obecnie młodzi i ambitni Mielczanie nie mają pełnej kontroli nad swoją edukacją – muszą ją zdobywać w Rzeszowie, Krakowie albo i jeszcze dalej.

W naszym mieście istnieje wystarczająco duży rynek na dobrej jakości szkoły wyższe. Od lat brakuje też nam szkół zawodowych. Młodych uczniów i studentów wciąż przybywa.

Jednak zamiast za pieniądze podatnika budować nowe budynki, chcemy stworzyć dogodne warunki dla filii szkół i uczelni prywatnych. Kiedy już to osiągniemy to rozpoczniemy rozmowy z takimi szkołami by upewnić się, że kształcenie Mielczan będzie dla nich opłacalne.

P.S.

A tak chłopaki na BYU grają w piłę (z dedykacją dla KFA "Aviators"):